Sobotnia wyprawa Juwenii do Kostrzyna satysfakcji nie dała,.... przynajmniej nam. Mogę się pokusić o twierdzenie, że Gospodarze mieli zgoła zupełnie inne odczucia. A tak na poważnie, to Celuloza Juwenii sprawiła niezły łomot. Co prawda, pojechaliśmy tam w mocno zmienionym (odmłodzonym) składzie. Plaga kontuzji wykluczyła z gry większość doświadczonych graczy i sięgnąć trzeba było do głębokich rezerw, a dokładniej do drużyny Juniorów. Indywidualne umiejętności zawodników Juwenii nie odbiegały od umiejętności „Papierowych”, tylko, że miejscowi na tle „pospolitego ruszenia” z Boczowa, prezentowali się jak drużyna, co najmniej o dwie klasy lepsza. Stąd też i ten łomot. Standardowo w takich sytuacjach mówi się, że o takim meczu trzeba jak najszybciej zapomnieć. Śmiem twierdzić, że w tym przypadku zapominanie nie jest wskazane – wręcz przeciwnie, przede wszystkim należy wyciągnąć odpowiednie wnioski na przyszłość. Mecze wygrywa drużyna, która potrafi grać, bo zawodnicy regularnie trenują i znają się jak "łyse konie". Młodzieżowcy dopiero zaczynają swoją przygodę z seniorską piłką. Co niektórzy z nich mają zaliczonych po kilka jednostek treningowych z I drużyną, tylko, że tych jednostek musi być dużo dużo więcej, żeby mogli się tak wpasować w drużynę i być dla niej wzmocnieniem.
Co do rozmiarów porażki - gdyby nie indywidualne błędy zawodników, do bramki Juwenii nie wpadła by przynajmniej połowa ze straconych goli.
Honorową bramkę dla Juwenii w 72' strzelił Damian Nowaczyk, po szybkiej kontrze i podaniu debiutującego w drużynie seniorów Tomasza Borkowskiego.
(Szczęście w nieszczęściu jest takie, że wśród juniorów jest kilku nieżle rokujących na przyszłość - będzie kim grać za 2-3 lata)
Yanus